O
jeden pocałunek za dużo
"Give
your all to me
I’ll give my all to you
You’re my end and my
beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you
all of me
And
you give me all of you"
Pamiętam,
jak biegłam ile sił w
nogach. Jakby goniło mnie piekło, a świat się kończył. W pewnym
sensie tak było. Trwała wojna. W 1998 roku Lord Voldemort zginął
z rąk Harr'ego Pottera. Jednak, mimo starań ministerstwa, nie udało
się złapać wszystkich jego popleczników. A oni w przeciągu roku
zgromadzili ludzi i siły, by znów uderzyć. Pomścić swego pana.
Nikt nie spodziewał się, że zaatakują ponownie. Nie byliśmy
przygotowani.
Historia lubi się powtarzać.
Ludzie znów walczyli. Dokładnie w tym samym miejscu. A wśród nich On. Nigdy
nie sądziłam, że los nas połączy. On – wyniosły,
arystokratyczny dupek, który ubliżał mi na każdym kroku przez
sześć lat nauki w Hogwarcie. A ja? Zwykła kujonka, a na dodatek
szlama. Ta łatka została ze mną już na zawsze... Zadbała o to
Bellatrix Lestrange, zostawiając znamię na moim przedramieniu -
znak, który do końca życia będzie przypominał mi kim jestem.
– To nic nie znaczy. Zarówno
to jak i to – powiedział pewnego razu, wskazując na moje znamię
i swój Mroczny Znak.
- To nie mówi nic o nas.
Ważne jest to, co mamy tutaj – mówił, przykładając mi rękę
do serca. - Ważne jest to, kim jesteśmy teraz.
Gdy wróciliśmy na siódmy
rok do Hogwartu, po klęsce Voldemorta, nienawidziłam Go nawet
jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie dość, że był Śmierciożercą
to w ramach odkupienia wolą Dumbledora było to, aby dalej uczył
się w Hogwarcie. Ba, McGonnagall mianowała Go na dodatek Prefektem
Naczelnym. Razem ze mną. Wspólne dormitorium. Nie bałam się
mieszkać ze Śmierciożercą, bo nie należę do osób bojaźliwych.
Byłam po prostu wściekła, że będę musiała mieszkać z osobą
takiego pokroju, z mordercą... Z człowiekiem, którego
nienawidziłam z całego serca.
Na początku unikałam Go jak
diabeł święconej wody. Przynajmniej starałam się unikać. Ale
nie mogłam uciekać od spotkania z nim w nieskończoność,
chociażby przez wspólne patrole – kolejna rzecz do "listy
rzeczy, za które powinnam znienawidzić McGonnagall" -
mawiałam.
Jednak zachowywał się
inaczej niż do tej pory. Zauważyłam, że ani razu nie odezwał się
do mnie w sposób, w który zazwyczaj się odzywał, czyli jak zwykły
cham i prostak, wyzywając od najgorszych. Właściwie to w ogóle
się nie odzywał. Gdy mijaliśmy się w naszym salonie lub na
korytarzu, On zazwyczaj witał się poprzez skinienie głowy. Nic
więcej.
Pewnego wieczora wróciłam
zapłakana. Pokłóciłam się z Ronem, a naszej kłótni przyglądała
się prawie połowa szkoły. Mój własny przyjaciel na koniec nazwał
mnie nic niewartą kujonką i szlamą. Zabolało. W ten oto skończyła
się nasza wspaniała przyjaźń. Jego urażone ego po naszym
rozstaniu w końcu dało o sobie znać.
Siedziałam na kanapie w
Pokoju Wspólnym Prefektów Naczelnych wpatrując się w ogień, a
łzy spływały po moich policzkach. Słyszałam, że do
pomieszczenia wszedł On. Nie chciałam, aby widział mnie w takim
stanie, więc siedziałam cicho, nie patrząc nawet na niego.
Myślałam, że pójdzie do swojego pokoju Nie zrobił tego. Usiadł
obok mnie i razem wpatrywaliśmy się w tańczące płomienie w
zupełnej ciszy. Po kilku minutach odezwał się. I zaskoczył mnie
tym, co powiedział.
- Nie płacz. On nie jest tego
wart. Wiem, wiem. Mówi to osoba, która wyzywała Cię na każdym
kroku. Ale... Zrozumiałem. Zrozumiałem, jaką byłem osobą.
Zrozumiałem, jak bardzo potrafiłem zranić. Przepraszam, Granger.
Zachowywałem się tak, jak moja rodzina tego wymagała. Nigdy nie
miałem własnej woli. "Tępić szlamy, zdrajców krwi. Czystość
krwi nad wszystkim." Motto mojego ojca. Nigdy nikt mnie nie
zapytał czy chcę. Czy chcę tego, takiego życia... Bycia sługą
tego... człowieka. Nie mogłem się przeciwstawić, bo byłby to
wyrok śmierci. A ja chciałem żyć. Miałem nadzieję, że to się
zmieni. Mimo tego, że was nienawidziłem to w głębi serca
kibicowałem Potterowi, bo wiedziałem, że jeśli on wygra, to i ja
wygram. Wygram swoją wolność i normalne życie. Stało się.
Chciałbym naprawić wszystko. Naprawdę... Lecz wiem, że za dużo
się stało i na niektóre rzeczy jest już za późno. Przepraszam,
Graner – te dwa ostatnie słowa wyszeptał, po czym wyszedł,
zostawiając mnie samą. Całkowicie rozbitą i w szoku.
Od tego czasu coś się między
nami zmieniło. Nadal nie potrafiłam mu wybaczyć tego, jak
traktował mnie przez te wszystkie lata. Ale nienawiść do Niego
nagle zniknęła. Nie mogę powiedzieć, że już wtedy się w Nim
zakochałam, bo tak nie było. Zaczęliśmy się tolerować,
rozmawiać, spędzać więcej czasu ze sobą. Polubiłam jego
towarzystwo.
Okazało się, że to po
prostu zwykły chłopak, który zabłądził, ponieważ rodzina tak
nim kierowała. Czasem nadal zachowywał się tak jak dawniej. Ciężko
jest porzucić swoje stare nawyki. Starał się mimo to. Za wszelką
cenę chciał się zmienić. Dostrzegałam to i doceniałam. Trwałam
przy nim, pomagałam mu.
Nigdy nie nazwaliśmy siebie
przyjaciółmi. Bo chyba nimi nie byliśmy. Przy nim czułam się
całkiem inaczej niż przy Ronie i Harry'm. Byliśmy osobami, które
połączyła dziwna więź, której żadne z nas nie rozumiało.
Wiedziałam, że mogę mieć w Nim oparcie. A On we mnie.
Wspieraliśmy siebie nawzajem. Między nami było coś więcej niż
między zwykłymi przyjaciółmi.
Ciężko pracowaliśmy, aby
dojść tam, gdzie doszliśmy. Nasza relacja była skomplikowana
Nigdy nie było łatwo. Pochodziliśmy z dwóch różnych światów.
Tak bardzo się od siebie różniliśmy.
Kiedy się w Nim zakochałam?
Nie wiem. Każdy dzień spędzony z Nim był czymś wyjątkowym.
Sprawiał, że zapominałam o troskach i smutkach. Zupełnie jakbyśmy
się przenieśli do całkiem innego świata. Przy nim czułam się
tak... wyjątkowo. Jakby nic innego się nie liczyło. Tylko my. Nikt
więcej. Nie wiem kiedy się zakochałam. To przyszło tak
naturalnie. Niespodziewanie.
Kiedy zrozumiałam, że jestem
w Nim zakochana? Chyba wtedy, gdy po raz pierwszy mnie pocałował.
Siedzieliśmy w naszym salonie, gawędząc i śmiejąc się. Było
już późno, więc chciałam iść spać. Gdy wstałam, On też
wstał. Szłam już w stronę swojego pokoju. Gdy nagle poczułam, że
kładzie mi rękę na ramieniu. Obrócił mnie i przyparł do ściany.
- Daj się ponieść uczuciu,
proszę. Hermiona... - wyszeptał tuż przy moich ustach i delikatnie
przycisnął swoje wargi do moich. Oddałam pocałunek.
Tak bardzo żałowałam
później, że do tego doszło. Byłam przekonana, że nigdy nam się
nie uda. Że nie odwzajemnia moich uczuć. Że chce się tylko
zabawić. Byłam tak bardzo zagubiona. Starałam się Go unikać. Ale
On nie przestał o nas walczyć. Za co niezmiernie mu potem
dziękowałam.
- To był o jeden pocałunek
za dużo, Draco – powiedziałam, gdy w końcu doszło do naszej
konfrontacji.
- Nieprawda, to będzie już
drugi pocałunek za dużo – odpowiedział i mnie pocałował. Nie
opierałam mu się już nigdy więcej.
Mimo że nie nazywaliśmy się
parą, wiedzieliśmy, że należymy do siebie. Jedno za drugie
oddałoby swoje życie. Rok wcześniej było to jeszcze nie do
pomyślenia. Nigdy nie przypuszczałam, że zakocham się w swoim
wrogu. Ale stało się. Pokochałam Go całym sercem.
Harry na początku nie
potrafił zrozumieć tego, że między mną a naszym wrogiem mogło
powstać jakieś głębsze uczucie. Przemyślał to i zaakceptował.
Wspierał mnie. W przeciwieństwie do Rona, który dokuczał mi z
tego powodu praktycznie przy każdej okazji.
- Poleciała na kasę –
mówił. Myśląc, że to z powodu pieniędzy go zostawiłam.
Gdy bitwa się dobiegła końca
i wygraliśmy, chciałam Go znaleźć jak najszybciej. Dowiedzieć
się, że jest cały i zdrowy. Znalazłam go opierającego się o
jeden z murów. Był nieźle poraniony. Ale żywy. To było dla mnie
najważniejsze. Na mój widok wstał, podbiegł do mnie, podniósł
mnie i obrócił wokół własnej osi.
- Udało nam się. Udało... -
szeptał mi do ucha, gdy staliśmy przytuleni. Jeszcze nigdy nie
całował mnie z taką czułością jak wtedy. Wtedy po raz pierwszy
usłyszałam od Niego te słowa.
- Kocham cię, wiesz? - To
wystarczyło, abym stała się najszczęśliwszym człowiekiem na
świecie.
- Ja ciebie też kocham, Draco
– wyszeptałam, a nasze usta złączyły się ponownie w pocałunku.
Często, gdy siedzieliśmy
przytuleni na kanapie i patrzymy jak nasz synek, Scorpius lata na
dziecięcej miotełce, myślałam sobie, że gdyby nie Dumbledore i
McGonnagall to nigdy nie bylibyśmy razem. Zawsze, gdy myślałam o
tym jaka byłam wściekła, że muszę z Nim zamieszkać, śmiałam
się. A on ze mną.
Długo i ciężko pracowaliśmy
na to, aby być w miejscu, w którym się znaleźliśmy. Opłacało
się. Tworzyliśmy wspaniałą i kochającą się rodzinę.
- Musimy porozmawiać –
powiedziałam pewnego razu poważnym tonem.
- Stało się coś? - spytał.
- Właściwie to tak –
odpowiedziałam cicho i widziałam jak cały się spina.
Patrzył na mnie wyczekująco.
A ja milczałam. Bałam się. Sama nie wiem dlaczego.
- Wiesz... Pojawił się ktoś
nowy w moim życiu.
- Słucham? - widziałam, że
zaczyna się denerwować.
Milczałam przez dłuższy
moment.
- Masz kogoś innego, prawda?
Odchodzisz ode mnie? - spytał ze smutkiem.
- Wiesz... jak już mówiłam,
pojawił się ktoś nowy w moim życiu. Ale nie tylko w moim. W Twoim
także. I Scorpiusa też – zrobiłam chwilę przerwy, a On patrzył
na mnie ze zdziweniem. - Jestem w ciąży.
Wziął mnie w ramiona. Tak
bardzo się ucieszył. Był wzruszony. Ja także. Staliśmy
przytuleni i nawzajem ocieraliśmy sobie łzy.
- Nigdy więcej mnie tak nie
strasz, głupia! Więc Scorpius to nie było o jedno dziecko za dużo,
co? - spytał z szerokim uśmiechem. Doskonale przypominając mi moje
słowa.
Śmiałam się wraz z nim.
Siedzieliśmy na kanapie, a on głaskał mnie po brzuchu.
- Mia - powiedział.
- Słucham?
- Czuję, że to będzie
dziewczynka. I nazwiemy ją Mia. Będzie najpiękniejszą dziewczynką
na świecie.
Miał rację. Osiem miesięcy
później urodziłam śliczną córeczkę. Była oczkiem w Jego
głowie.
Szkoda, że nie dotrwał do
zakończenia jej edukacji w Hogwarcie. Przegrał z chorobą, gdy Mia
miała piętnaście lat. Jeszcze nigdy nie byłam w takiej rozpaczy.
Mój poukładany, szczęśliwy świat rozpadł się na miliony
drobnych kawałków. Nie miałam ochoty dalej żyć. Ale wiedziałam,
że nie mogę się poddać. Dla Niego. Dla naszych dzieci.
- Już niedługo się
spotkamy, Draco – powiedziałam do siebie.
Wiem, że to nadchodzi. Mam
osiemdziesiąt jeden lat i jestem o krok od śmierci. Tym razem to ja
przegrywam z chorobą. Nie boję się. Wiem, że On tam na mnie
czeka. Już nic nas nie rozdzieli. Nigdy. Będziemy mogli być znów
razem. zieli.
Nigdy. Będziemy mogli być znów razem.
Na zawsze.
-
Nachodzę, ukochany – szepnęłam i zamknęłam oczy.
~~~
Nie jest to miniaturka, którą miałam w planach. Stwierdziłam, że tamta wymaga o wiele więcej czasu i pracy z mojej strony, aby mogła być dokładnie taka jak chcę.
Chciałam dodać coś zanim wyjadę, bo nie będzie mnie sporo czasu, dlatego wybór padł na tę miniaturkę.
Mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu.
Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy, więc dziękuję wszystkim komentującym.
A jeśli czytasz to skomentuj. To wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję i do zobaczenia.
Pozdrawiam serdecznie,
Ariela