środa, 6 lipca 2016

O jeden pocałunek za dużo - Miniaturka 1

O jeden pocałunek za dużo
"Give your all to me

I’ll give my all to you
You’re my end and my beginning
Even when I lose I’m winning
‘Cause I give you all of me
And you give me all of you"


Pamiętam, jak biegłam ile sił w nogach. Jakby goniło mnie piekło, a świat się kończył. W pewnym sensie tak było. Trwała wojna. W 1998 roku Lord Voldemort zginął z rąk Harr'ego Pottera. Jednak, mimo starań ministerstwa, nie udało się złapać wszystkich jego popleczników. A oni w przeciągu roku zgromadzili ludzi i siły, by znów uderzyć. Pomścić swego pana. Nikt nie spodziewał się, że zaatakują ponownie. Nie byliśmy przygotowani.
Historia lubi się powtarzać. Ludzie znów walczyli. Dokładnie w tym samym miejscu. A wśród nich On. Nigdy nie sądziłam, że los nas połączy. On – wyniosły, arystokratyczny dupek, który ubliżał mi na każdym kroku przez sześć lat nauki w Hogwarcie. A ja? Zwykła kujonka, a na dodatek szlama. Ta łatka została ze mną już na zawsze... Zadbała o to Bellatrix Lestrange, zostawiając znamię na moim przedramieniu - znak, który do końca życia będzie przypominał mi kim jestem.
To nic nie znaczy. Zarówno to jak i to – powiedział pewnego razu, wskazując na moje znamię i swój Mroczny Znak.
- To nie mówi nic o nas. Ważne jest to, co mamy tutaj – mówił, przykładając mi rękę do serca. - Ważne jest to, kim jesteśmy teraz.
Gdy wróciliśmy na siódmy rok do Hogwartu, po klęsce Voldemorta, nienawidziłam Go nawet jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie dość, że był Śmierciożercą to w ramach odkupienia wolą Dumbledora było to, aby dalej uczył się w Hogwarcie. Ba, McGonnagall mianowała Go na dodatek Prefektem Naczelnym. Razem ze mną. Wspólne dormitorium. Nie bałam się mieszkać ze Śmierciożercą, bo nie należę do osób bojaźliwych. Byłam po prostu wściekła, że będę musiała mieszkać z osobą takiego pokroju, z mordercą... Z człowiekiem, którego nienawidziłam z całego serca.
Na początku unikałam Go jak diabeł święconej wody. Przynajmniej starałam się unikać. Ale nie mogłam uciekać od spotkania z nim w nieskończoność, chociażby przez wspólne patrole – kolejna rzecz do "listy rzeczy, za które powinnam znienawidzić McGonnagall" - mawiałam.
Jednak zachowywał się inaczej niż do tej pory. Zauważyłam, że ani razu nie odezwał się do mnie w sposób, w który zazwyczaj się odzywał, czyli jak zwykły cham i prostak, wyzywając od najgorszych. Właściwie to w ogóle się nie odzywał. Gdy mijaliśmy się w naszym salonie lub na korytarzu, On zazwyczaj witał się poprzez skinienie głowy. Nic więcej.
Pewnego wieczora wróciłam zapłakana. Pokłóciłam się z Ronem, a naszej kłótni przyglądała się prawie połowa szkoły. Mój własny przyjaciel na koniec nazwał mnie nic niewartą kujonką i szlamą. Zabolało. W ten oto skończyła się nasza wspaniała przyjaźń. Jego urażone ego po naszym rozstaniu w końcu dało o sobie znać.
Siedziałam na kanapie w Pokoju Wspólnym Prefektów Naczelnych wpatrując się w ogień, a łzy spływały po moich policzkach. Słyszałam, że do pomieszczenia wszedł On. Nie chciałam, aby widział mnie w takim stanie, więc siedziałam cicho, nie patrząc nawet na niego. Myślałam, że pójdzie do swojego pokoju Nie zrobił tego. Usiadł obok mnie i razem wpatrywaliśmy się w tańczące płomienie w zupełnej ciszy. Po kilku minutach odezwał się. I zaskoczył mnie tym, co powiedział.
- Nie płacz. On nie jest tego wart. Wiem, wiem. Mówi to osoba, która wyzywała Cię na każdym kroku. Ale... Zrozumiałem. Zrozumiałem, jaką byłem osobą. Zrozumiałem, jak bardzo potrafiłem zranić. Przepraszam, Granger. Zachowywałem się tak, jak moja rodzina tego wymagała. Nigdy nie miałem własnej woli. "Tępić szlamy, zdrajców krwi. Czystość krwi nad wszystkim." Motto mojego ojca. Nigdy nikt mnie nie zapytał czy chcę. Czy chcę tego, takiego życia... Bycia sługą tego... człowieka. Nie mogłem się przeciwstawić, bo byłby to wyrok śmierci. A ja chciałem żyć. Miałem nadzieję, że to się zmieni. Mimo tego, że was nienawidziłem to w głębi serca kibicowałem Potterowi, bo wiedziałem, że jeśli on wygra, to i ja wygram. Wygram swoją wolność i normalne życie. Stało się. Chciałbym naprawić wszystko. Naprawdę... Lecz wiem, że za dużo się stało i na niektóre rzeczy jest już za późno. Przepraszam, Graner – te dwa ostatnie słowa wyszeptał, po czym wyszedł, zostawiając mnie samą. Całkowicie rozbitą i w szoku.
Od tego czasu coś się między nami zmieniło. Nadal nie potrafiłam mu wybaczyć tego, jak traktował mnie przez te wszystkie lata. Ale nienawiść do Niego nagle zniknęła. Nie mogę powiedzieć, że już wtedy się w Nim zakochałam, bo tak nie było. Zaczęliśmy się tolerować, rozmawiać, spędzać więcej czasu ze sobą. Polubiłam jego towarzystwo.
Okazało się, że to po prostu zwykły chłopak, który zabłądził, ponieważ rodzina tak nim kierowała. Czasem nadal zachowywał się tak jak dawniej. Ciężko jest porzucić swoje stare nawyki. Starał się mimo to. Za wszelką cenę chciał się zmienić. Dostrzegałam to i doceniałam. Trwałam przy nim, pomagałam mu.
Nigdy nie nazwaliśmy siebie przyjaciółmi. Bo chyba nimi nie byliśmy. Przy nim czułam się całkiem inaczej niż przy Ronie i Harry'm. Byliśmy osobami, które połączyła dziwna więź, której żadne z nas nie rozumiało. Wiedziałam, że mogę mieć w Nim oparcie. A On we mnie. Wspieraliśmy siebie nawzajem. Między nami było coś więcej niż między zwykłymi przyjaciółmi.
Ciężko pracowaliśmy, aby dojść tam, gdzie doszliśmy. Nasza relacja była skomplikowana Nigdy nie było łatwo. Pochodziliśmy z dwóch różnych światów. Tak bardzo się od siebie różniliśmy.
Kiedy się w Nim zakochałam? Nie wiem. Każdy dzień spędzony z Nim był czymś wyjątkowym. Sprawiał, że zapominałam o troskach i smutkach. Zupełnie jakbyśmy się przenieśli do całkiem innego świata. Przy nim czułam się tak... wyjątkowo. Jakby nic innego się nie liczyło. Tylko my. Nikt więcej. Nie wiem kiedy się zakochałam. To przyszło tak naturalnie. Niespodziewanie.
Kiedy zrozumiałam, że jestem w Nim zakochana? Chyba wtedy, gdy po raz pierwszy mnie pocałował. Siedzieliśmy w naszym salonie, gawędząc i śmiejąc się. Było już późno, więc chciałam iść spać. Gdy wstałam, On też wstał. Szłam już w stronę swojego pokoju. Gdy nagle poczułam, że kładzie mi rękę na ramieniu. Obrócił mnie i przyparł do ściany.
- Daj się ponieść uczuciu, proszę. Hermiona... - wyszeptał tuż przy moich ustach i delikatnie przycisnął swoje wargi do moich. Oddałam pocałunek.
Tak bardzo żałowałam później, że do tego doszło. Byłam przekonana, że nigdy nam się nie uda. Że nie odwzajemnia moich uczuć. Że chce się tylko zabawić. Byłam tak bardzo zagubiona. Starałam się Go unikać. Ale On nie przestał o nas walczyć. Za co niezmiernie mu potem dziękowałam.
- To był o jeden pocałunek za dużo, Draco – powiedziałam, gdy w końcu doszło do naszej konfrontacji.
- Nieprawda, to będzie już drugi pocałunek za dużo – odpowiedział i mnie pocałował. Nie opierałam mu się już nigdy więcej.
Mimo że nie nazywaliśmy się parą, wiedzieliśmy, że należymy do siebie. Jedno za drugie oddałoby swoje życie. Rok wcześniej było to jeszcze nie do pomyślenia. Nigdy nie przypuszczałam, że zakocham się w swoim wrogu. Ale stało się. Pokochałam Go całym sercem.
Harry na początku nie potrafił zrozumieć tego, że między mną a naszym wrogiem mogło powstać jakieś głębsze uczucie. Przemyślał to i zaakceptował. Wspierał mnie. W przeciwieństwie do Rona, który dokuczał mi z tego powodu praktycznie przy każdej okazji.
- Poleciała na kasę – mówił. Myśląc, że to z powodu pieniędzy go zostawiłam.
Gdy bitwa się dobiegła końca i wygraliśmy, chciałam Go znaleźć jak najszybciej. Dowiedzieć się, że jest cały i zdrowy. Znalazłam go opierającego się o jeden z murów. Był nieźle poraniony. Ale żywy. To było dla mnie najważniejsze. Na mój widok wstał, podbiegł do mnie, podniósł mnie i obrócił wokół własnej osi.
- Udało nam się. Udało... - szeptał mi do ucha, gdy staliśmy przytuleni. Jeszcze nigdy nie całował mnie z taką czułością jak wtedy. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam od Niego te słowa.
- Kocham cię, wiesz? - To wystarczyło, abym stała się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Ja ciebie też kocham, Draco – wyszeptałam, a nasze usta złączyły się ponownie w pocałunku.

Często, gdy siedzieliśmy przytuleni na kanapie i patrzymy jak nasz synek, Scorpius lata na dziecięcej miotełce, myślałam sobie, że gdyby nie Dumbledore i McGonnagall to nigdy nie bylibyśmy razem. Zawsze, gdy myślałam o tym jaka byłam wściekła, że muszę z Nim zamieszkać, śmiałam się. A on ze mną.
Długo i ciężko pracowaliśmy na to, aby być w miejscu, w którym się znaleźliśmy. Opłacało się. Tworzyliśmy wspaniałą i kochającą się rodzinę.
- Musimy porozmawiać – powiedziałam pewnego razu poważnym tonem.
- Stało się coś? - spytał.
- Właściwie to tak – odpowiedziałam cicho i widziałam jak cały się spina.
Patrzył na mnie wyczekująco. A ja milczałam. Bałam się. Sama nie wiem dlaczego.
- Wiesz... Pojawił się ktoś nowy w moim życiu.
- Słucham? - widziałam, że zaczyna się denerwować.
Milczałam przez dłuższy moment.
- Masz kogoś innego, prawda? Odchodzisz ode mnie? - spytał ze smutkiem.
- Wiesz... jak już mówiłam, pojawił się ktoś nowy w moim życiu. Ale nie tylko w moim. W Twoim także. I Scorpiusa też – zrobiłam chwilę przerwy, a On patrzył na mnie ze zdziweniem. - Jestem w ciąży.
Wziął mnie w ramiona. Tak bardzo się ucieszył. Był wzruszony. Ja także. Staliśmy przytuleni i nawzajem ocieraliśmy sobie łzy.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz, głupia! Więc Scorpius to nie było o jedno dziecko za dużo, co? - spytał z szerokim uśmiechem. Doskonale przypominając mi moje słowa.
Śmiałam się wraz z nim. Siedzieliśmy na kanapie, a on głaskał mnie po brzuchu.
- Mia - powiedział.
- Słucham?
- Czuję, że to będzie dziewczynka. I nazwiemy ją Mia. Będzie najpiękniejszą dziewczynką na świecie.
Miał rację. Osiem miesięcy później urodziłam śliczną córeczkę. Była oczkiem w Jego głowie.
Szkoda, że nie dotrwał do zakończenia jej edukacji w Hogwarcie. Przegrał z chorobą, gdy Mia miała piętnaście lat. Jeszcze nigdy nie byłam w takiej rozpaczy. Mój poukładany, szczęśliwy świat rozpadł się na miliony drobnych kawałków. Nie miałam ochoty dalej żyć. Ale wiedziałam, że nie mogę się poddać. Dla Niego. Dla naszych dzieci.

- Już niedługo się spotkamy, Draco – powiedziałam do siebie.
Wiem, że to nadchodzi. Mam osiemdziesiąt jeden lat i jestem o krok od śmierci. Tym razem to ja przegrywam z chorobą. Nie boję się. Wiem, że On tam na mnie czeka. Już nic nas nie rozdzieli. Nigdy. Będziemy mogli być znów razem. zieli. Nigdy. Będziemy mogli być znów razem. Na zawsze.
- Nachodzę, ukochany – szepnęłam i zamknęłam oczy.


~~~

Nie jest to miniaturka, którą miałam w planach. Stwierdziłam, że tamta wymaga o wiele więcej czasu i pracy z mojej strony, aby mogła być dokładnie taka jak chcę.
 Chciałam dodać coś zanim wyjadę, bo nie będzie mnie sporo czasu, dlatego wybór padł na tę miniaturkę. 
Mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu. 

Każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy, więc dziękuję wszystkim komentującym.
A jeśli czytasz to skomentuj. To wiele dla mnie znaczy.

Dziękuję i do zobaczenia. 
Pozdrawiam serdecznie,
Ariela